wtorek, 30 sierpnia 2011

Polski czetnik Marian Błażejczyk nie żyje


"W dniu 17 maja 2011 r. zmarł prof. dr hab. inż. MARIAN BŁAŻEJCZYK, emerytowany pracownik Instytutu Nauk Prawnych PAN, długoletni Kierownik Zespołu Ustroju i Prawa Rolnego INP. Kierownik Studiów doktoranckich, promotor wielu rozpraw doktorskich.
Znawca prawa rolnego, autor wielu publikacji naukowych, inicjator badań empirycznych w prawie rolnym", informuje Polska Akademia Nauk. "Życie Kutna" szerzej przypomina jego biografię: "Zmarł profesor Marian Błażejczyk, kutnianin, wybitny intelektualista o szerokich zainteresowaniach i wiedzy i człowiek o niezwykle barwnym życiorysie. W 1943 roku piętnastoletni wówczas gimnazjalista został wywieziony na roboty do Niemiec, stamtąd miał trafić na Bałkany, ale uciekł z transportu i zaciągnął się do [czetnickiej] Jugosłowiańskiej Armii w Ojczyźnie (JVO). Polska brygada liczyła około trzystu osób. Walczyła nie tylko z hitlerowcami, ale i komunistami marszałka Tito. Po rozfarmowaniu tego oddziału został wcielony do czetnickiej Ravanickiej Brygady, która toczyła walki na terenie niemalże całej Jugosławii, m.in. w Jastrepcu, Kopoaniku i Bukowiku. Podczas jednej z potyczek, został poważnie ranny w nogę. W Jugosławii pozostał do 1944 roku. Następnie znalazł się w szeregach ludowego Wojska Polskiego. Brał udział w zmaganiach o Berlin, za co otrzymał Krzyż Walecznych. Po zakończeniu wojny pozostał w armii. W 1947 roku objął obowiązki dowódcy 58 pułku piechoty w Ostródzie. Z wojska odszedł w 1951 roku i poświęcił się karierze naukowej. A zainteresowania miał naprawdę szerokie: inzynier, ekonomista, ichtiolog, ale przede wszystkim prawnik, specjalizujący się w prawie miedzynarodowym i rolnym. Ostatnio pracował ze studentami w kutnowskiej Wyższej Szkole Gospodarki Krajowej i Akademii Humanistyczno - Ekonomicznej w Łodzi. Wcześniej był zwiazany również z Instytutem Nauk Prawnych polskiej Akademii Nauk i Akademią Polonijną na wydziałach: Administracyjno - Prawnym w Katedrze Prawa Europejskiego oraz interdyscyplinarnym Instytutu Ekonomii i Administracji. /P II/"
RIP

Czetnicy znad Wisły (1)


W bratobójczych walkach w Jugosławii w czasie II wojny światowej brało udział wielu Polaków. Polski oficer wywiadu kapitan Mitko w lipcu 1944 roku przekazał do Londynu informacje o blisko dziesięciu tysiącach osób narodowości polskiej przebywających w Jugosławii. Wśród nich byli volksdeutsche, robotnicy przymusowi, uchodźcy oraz czetnicy. Tych ostatnich miało być kilkuset. Walczyli po stronie generała Draży Mihajlovicia z Niemcami, Włochami, Bułgarami i Albańczykami.  Przeciwnikami tej tak zwanej Jugosłowiańskiej Armii w Ojczyźnie (JVO) były też miejscowe oddziały profaszystowskie (na przykład Serbski Korpus Ochotniczy) oraz oczywiście sławna komunistyczna partyzantka, którą dowodził Josip Broz Tito. Konflikt komunistów z rojalistami-czetnikami stanowił w dużej mierze o przebiegu II wojny światowej w Jugosławii i o kształcie państwa po 1945 roku. Zgodnie z zasadą, że historię piszą zwycięzcy, o partyzantach Tity można było bardzo dużo przeczytać. Natomiast o czetnikach pisano niewiele, a o tych pochodzących znad Wisły – praktycznie wcale. Jednym z Polaków, którzy w bałkańskim tyglu walczyli pod królewskimi sztandarami w serbskich "czetach", był profesor Marian Błażejczyk, prawnik, inżynier, ekonomista i ichtiolog (zmarł 7 czerwca 2011 roku – przyp. red). W 1943 roku został wywieziony na roboty do Rzeszy, a potem na Bałkany. Wraz z kilkoma towarzyszami udało mu się uciec, gdy pociąg przemierzał tę część Serbii, która została włączona do prohitlerowskiego Niezależnego Państwa Chorwackiego.

Czetnicy znad Wisły (2): Ogrom okrucieństwa


Piekło – określenie to najwierniej oddaje wydarzenia między rokiem 1941 a 1945 na Bałkanach. Jak mówił profesor Błażejczyk, ogrom przemocy i okrucieństwa, jakie tam zobaczył, mógł przerazić nawet osoby znające wojnę i okupację w Polsce. Już pierwsze chwile po ucieczce były straszne. Grupa Polaków dostała się w ręce chorwackich proniemieckich ustaszy. Wzięli oni polskich robotników za węgierskich Żydów. Efektem pomyłki były połamane kości od uderzeń kolbami. Tylko brak złotych plomb uchronił Błażejczyka i jego kompanów od wyrywania zębów kowalskimi szczypcami. Kiedy sytuacja się wyjaśniła i Chorwaci zrozumieli, że mają do czynienia z katolikami, zabrali uciekinierów do swojej siedziby. Pokazali przerażonym Polakom więzione w ziemiance serbskie dziewczynki, które były traktowane jak seksualne niewolnice. Błażejczykowi udało się uciec z tego strasznego miejsca. Okazało się jednak, że był to dopiero przedsionek piekła. Później zobaczył obóz dla Serbów i Romów pochodzących z obszarów podporządkowanych prohitlerowskim chorwackim władzom. "Widziałem tam ludzi wyglądających niczym żywe szkielety. W zimie odziani byli jedynie w worki po cemencie", opowiadał profesor. Polacy byli nie tylko świadkami tych strasznych zbrodni, lecz także ich ofiarami. Błażejczyk zapamiętał, jak na terenie kontrolowanego wówczas przez Włochów Kosowa profaszystowskie albańskie bojówki ("baliści") schwytały czetnika Polaka. Początkowo bojówkarze chcieli poderżnąć mu gardło. Kiedy jednak zorientowali się, że mają do czynienia z polskim Żydem spod Lwowa, postanowili go ukrzyżować. Mężczyzna skonał w strasznych męczarniach.
Na jakiej zasadzie Polacy mogli walczyć w jednostkach królewskich czetników? Należy zacząć od tego, że polski rząd w Londynie doskonale zdawał sobie sprawę z obecności swoich obywateli w tej części Bałkanów. Biorąc pod uwagę strategiczne położenie Jugosławii, generał Władysław Sikorski zadecydował o utworzeniu w 1940 roku Bazy Łączności Zagranicznej w Belgradzie. Funkcjonariusze Bazy (kryptonim "Sława", później "Drawa") mieli prowadzić działalność szpiegowską, informacyjną, łącznikową oraz kurierską. Jedna z depesz doskonale opisuje ówczesny klimat polityczny w Serbii. Kapitan W. Guttry raportował do Londynu o "pięciu odcieniach politycznych, pięciu rodzajach wojsk. Wszyscy walczą między sobą na ulicach, a Niemcy z zadowoleniem patrzą, jak Jugosłowianie wybijają się między sobą". +++ Na zdjeciu: Chorwaci tną pilą Serba.

Czetnicy znad Wisły (3): Chwaleni za bitność


Związanie się z czetnikami generała Mihajlovicia wydawało się wówczas jedyną metodą na ratowanie Polaków z wojennej zawieruchy w tej części kontynentu. Dowództwo czetnickie odnosiło się do nich przyjaźnie. Było to pochodną zarówno dobrych stosunków między II RP a Królestwem Jugosławii, jak i między innymi wkładu Polaków w "Naczertanije", czyli powstały w XIX wieku manifest serbskiej polityki narodowej i zagranicznej. Już w maju 1941 roku Serbowie informowali sztab generała Sikorskiego o dużej liczbie osób narodowości polskiej w jednostkach niemieckich na terenie Homolja. W 1942 roku przy sztabie "Draży" Mihajlovicia na Ravnej Gorze oficjalną pracę zaczęło dwóch polskich oficerów łącznikowych. "Ja i Sikorski byliśmy jak dwa palce", stwierdził później serbski dowódca. "W ravnickiej brygadzie, w której przyszło mi walczyć, służyła ponadtrzydziestoosobowa grupa Polaków", wspominał Błażejczyk. Jak podkreślał, chwalono ich za bitność i odwagę. On sam ze względu na młody wiek i jasną cerę był przez serbskich kolegów nazywany "Dzieckiem". "Polacy chętnie szli na pierwszą linię. Kiedy dowódca pytał, kto chce pomścić zabitych kolegów, my zgłaszaliśmy się jako pierwsi", opowiadał profesor, dodając, że Polaków można było znaleźć w każdym czetnickim korpusie. Naszych rodaków na terenie Jugosławii było tak wielu, że sztab Naczelnego Wodza w Londynie zadecydował o utworzeniu w drugiej połowie 1943 roku Polskiej Kompanii Wojskowej w ramach sił czetnickich. Liczącą 300 osób jednostką dowodził kapitan Józef Maciąg (pseudonim "Nesh"). Powołanie kompanii miało na celu, poza ratowaniem Polaków, zamanifestowanie polskiej obecności w momencie utworzenia w Europie "drugiego frontu". Plany aliantów zakładały bowiem lądowanie sił ekspedycyjnych właśnie w Jugosławii. Pomysłu tego zaniechano wskutek działań Stalina. Kreml obawiał się, że natarcie zachodnich aliantów z południa kontynentu uprzedzi Armię Radziecką, a tym samym pozbawi ją możliwości zajęcia i podporządkowania sobie państw Europy Środkowej.
Polskie dowództwo w Londynie w rozkazie z 18 października 1943 roku wyraźnie zaznaczyło, że kompania nie może być używana w walkach wewnętrznych, w jakie uwikłani byli czetnicy. Mogła jedynie brać udział w akcjach przeciw siłom osi. Tymczasem poza jednostkami działającymi w ramach armii Mihajlovicia funkcjonowały w Jugosławii także inne formacje złożone z Polaków. Na przykład osiadli w Bośni potomkowie emigrantów z Galicji zawiązali oddziały samoobrony, które w 1944 roku zostały przekształcone w Polski Batalion współdziałający z partyzantką Tity. Niewielkie grupy polskich partyzantów walczyły także w Słowenii. Znaczną grupę stanowili też Polacy (w tym Ślązacy i volksdeutsche) w jednostkach Wehrmachtu. +++ Na zdjeciu polscy czetnicy Marian Blazejczyk i Stanislaw Rastawicki.

Czetnicy znad Wisły (4): Polacy przeciw Polakom


Im bliżej było końca wojny, tym sytuacja polskich czetników stawała się gorsza. W wyniku nacisków Stalina Amerykanie i Brytyjczycy zmniejszyli swoją pomoc dla oddziałów Mihajlovicia. Alianci zaczęli wspierać rosnącą w siłę partyzantkę komunistyczną. Oddziały Tity szybko zyskiwały na znaczeniu. To zmusiło wojska Mihajlovicia do większego zaangażowania w walkę wewnętrzną, w której Polacy formalnie nie mieli prawa uczestniczyć. Osaczony Mihajlović czuł się zdradzony przez Anglików. Nie oponował, gdy dowódcy brygad wykorzystywali polskich czetników do walki z komunistami. Znalazło to potwierdzenie w raportach Bazy do Naczelnego Wodza. Na przykład 21 maja 1944 roku doniesiono do Londynu, że Polaków w korpusie jaworskim generała Mihajlovicia użyto do walki z komunistami. Siedmiu zginęło w boju, a czterech czetnicy rozstrzelali z niewiadomych przyczyn (prawdopodobnie dlatego, że wierni wytycznym polskich władz, odmówili walki). Rojaliści wymagali od Polaków walki przeciw oddziałom Tity. Partyzanci komunistyczni żądali zaś od tych, którzy przeszli na ich stronę, by strzelali do rojalistów. Rząd RP w Londynie nie był w stanie pomóc polskim czetnikom (na przykład ewakuować ich do II Korpusu Polskiego we Włoszech). Musieli więc na własną rękę szukać ratunku z wojennej pożogi. Część pozostała do końca przy Mihajloviciu. Inni wstąpili lub zostali wcieleni do brygad komunistycznych. Niektórzy samodzielnie przedostawali się na Zachód, do Polski, a nawet do Egiptu. Według relacji brytyjskich Josip Broz Tito zgodził się na ewakuację Polaków do wyzwolonych Włoch pod warunkiem, że "będą walczyć na innych frontach przeciw Niemcom". Szef brytyjskiej misji wojskowej przy oddziałach Tity generał McLeon donosił z kolei, że Polacy, którzy wstąpili do komunistycznej partyzantki, są źle traktowani. Pod naciskiem Sowietów mieli być między innymi głodzeni.

Czetnicy znad Wisły (5): Z Serbii do Berlina


Marianowi Błażejczykowi szczęście sprzyjało. Jego czetnicka jednostka brała nawet udział w walkach z Niemcami u boku Armii Czerwonej. To pozwoliło mu uniknąć represji i w grudniu 1944 roku przedostać się do Polski. Tam, zatajając, że należał do rojalistycznej Jugosłowiańskiej Armii w Ojczyźnie, wstąpił do ludowego Wojska Polskiego. "Bardzo chciałem być w naszej armii, i udało mi się. Byłem najmłodszym dowódcą batalionu piechoty", wspominał były czetnik, z dumą prezentując swoje odznaczenia. Wśród nich jest między innymi serbski Order Miłosza i polski Krzyż Walecznych, który profesor Błażejczyk otrzymał za udział w walkach o Berlin.
Michał Pogodowski POLSKA ZBROJNA +++ Na zdjęciu: czolg przejety przez czetnikow.

http://www.polska-zbrojna.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=13054:czetnicy-znad-wisy&catid=150:historia&Itemid=191

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Polacy znowu na barykadach Kosowa


Aktywisci polskiej organizacji Obóz Wielkiej Polski wsparli osobiscie protest kosowskich Serbów, wspolnie blokując na barykadzie w Rudare (Kosowo i Metochija) strategiczną drogę Prisztina-Kosowska Mitrowica-Jarinje. 4-osobowa grupa Polaków z OWP odwiedzila takze serbskie enkawy Kosowa. Wszystko to w ramach akcji zorganizowanej przez serbski ruch SNP 1389, majacej na celu wsparcie trwajacych od końca lipca protestow kosowskich Serbów. Polacy wzieli równiez 19 sierpnia b.r. udzial w Czerskim Marszu ku czci serbskich bohaterów wielkiej bitwy pod górą Czer, gdzie w sierpniu 1914 r. armia Królestwa Serbii pobila austro-węgierskiego najeźdzcę. Nad polem bitwy powiewala wiec w tym roku takze polska flaga. Szczególy obu akcji tutaj:
http://snp1389.rs/index.php?option=com_content&view=article&id=571:2011-08-22-22-22-57&catid=36:vesti
http://www.owp.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=309&Itemid=1

niedziela, 21 sierpnia 2011

Partia Fashiste e Shqipërisë - Albańska Partia Faszystowska


Tirana (Albania), 1939. Albańska Partia Faszystowska wita Wiktora Emanuela - króla Wloch i Albanii oraz cesarza Etiopii.

sobota, 20 sierpnia 2011

Północne Kosowo - serbski cierń w albańskim oku


Napięta sytuacja, jaka utrzymuje się w północnej części Kosowa oraz w licznych serbskich enklawach, wciąż rodzi pytanie tyczące się możliwości podziału młodego [samozwanczego] państwa ["Republika Kosowo"]. Oczywiście pomysł przyłączenia kosowskich ziem zamieszkałych w większości przez Serbów do Republiki Serbii nie stanowi novum w tamtejszym dyskursie politycznym. Więcej-czytaj tu: http://www.balkanistyka.org/news/czy-kosowo-zostanie-podzielone-/

piątek, 19 sierpnia 2011

Enklawa Priluzje broni swej serbskości



Priluzje to serbska wies-enklawa (3 tysiące mieszkanców) w srodkowym Kosowie, z kazdej strony otoczona przez Albanczykow. Gwarancją jej względnego bezpieczenstwa jest izolacja od sąsiednich albańskich wsi, jaką zapewnia rzeka Sitnica. Albańskie wladze samozwanczej "Republiki Kosowo" chcą postawic na rzecze most. Dla kosowskich Serbów z Priluzja most jest wyrokiem skazujacym dla ich bezpieczeństwa i życia.
- "Jak będzie most, zaczną się albańskie ataki, podpalenia, napady. Nie chcemy tego", mówią Serbowie podejmując protest przeciwko zachciankom albanskiego reżimu, które mogą ich kosztowac życie. Poniżej scena obrazująca serbskie życie dumnej enklawy Priluzje:

Zbrodniarz i ikona albańskiego nacjonalizmu




Były premier Kosowa Ramush Haradinaj i dwaj jego podwładni z czasów kosowskiej partyzantki ponownie stanęli dziś przed międzynarodowym trybunałem w Hadze, oskarżeni o zbrodnie wojenne z 1998 roku i wyjątkowe okrucieństwo przy ich popełnianiu. W 2005 roku Haradinaj, b. dowódca partyzantów z Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK), musiał po pięciu miesiącach ustąpić w 2005 r. ze stanowiska premiera w związku z oskarżeniem o zbrodnie wojenne, w tym czystki etniczne popełnione w 1998 roku podczas wojny w Kosowie, głównie przeciwko serbskim cywilom. Uważany przez kosowskich Albańczyków za bohatera narodowego Haradinaj na pierwszym procesie przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym ds. byłej Jugosławii w 2007 roku nie został skazany za zarzucane mu zbrodnie wojenne, ponieważ sędziowie izby apelacyjnej postanowili powtórzyć proces, gdyż nie uzyskano wystarczających zeznań od zastraszanych świadków oskarżenia. Prokurator domagał się wówczas dla 43-letniego dziś Haradinaja i dwóch jego podwładnych po 25 lat pozbawienia wolności. W pierwszej instancji Haradinaj i 39-letni Idriz Balaj zostali uniewinnieni, a 41-letni Lahi Barahimaj - skazany na 6 lat więzienia. Ofiarami Hardinaja i dwóch podległych mu dowódców (łącznie oskarżono ich o 37 zbrodni wojennych) byli ludzie uznani za zdrajców lub szpiegów. Byli to głównie Serbowie, lecz także Romowie lub kosowscy Albańczycy uznani za kolaborantów. Ofiary były bite, torturowane i w niektórych przypadkach mordowane niezależnie od narodowości czy wyznawanej religii. Oto jeden z przykładów zbrodni tej trójki przytoczonych w czwartek przez prokuratora Paula Rogersa, na podstawie zeznań świadka: "Balaj obciął ucho młodemu Serbowi i na jego oczach, używając noża wyłupił gałkę oczną innemu". Po dwóch tygodniach tortur nie sposób było rozpoznać wieku lub rysów torturowanych więźniów - zeznawali świadkowie.
Tortury, morderstwa, porwania, deportacje miały na celu, według oskarżycieli, zastraszenie, eksterminację i wygnanie Serbów z Kosowa. Miało to wszystko służyć czystce etnicznej.Podczas pierwszego procesu Haradinaja i współoskarżonych, rozpoczętego w 2007 roku około dwudziestu świadków oskarżenia odmówiło złożenia zeznań, ponieważ byli zastraszani przez zwolenników byłego premiera. Belgrad utrzymuje, że kilku świadków oskarżenia zostało zamordowanych i w ten sposób uciszonych na zawsze. Jako jeden ze świadków na wznowionym obecnie procesie byłego szefa rządu kosowskiego będzie zeznawał jego były podwładny, ekspartyzant Shefqet Kabashi, osadzony w centrum zatrzymań trybunału w Hadze za odmowę udzielania odpowiedzi na pytania sądu podczas procesu swego dowódcy w 2007 roku. Uniewinnienie Haradinaja po pierwszym procesie zostało przyjęte w stolicy Kosowa, Prisztinie, publicznym wybuchem euforii. Wznowienie w czwartek procesu Haradinaja (sąd odmówił prośbie jego obrońców, aby mógł zeznawać z wolnej stopy), pierwsze w historii trybunału haskiego, powołanego w 1993 roku, rozpoczęło się od przedstawienia sądowi map z zaznaczonymi miejscami zbrodni popełnionych przez Haradinaja i jego ludzi z UCK. Haradinaj, były bramkarz w nocnym klubie, następnie dowódca kosowskiej partyzantki i premier, jest obecnie oficjalnym przywódcą Sojuszu na Rzecz Przyszłości Kosowa.PAP/ONET.PL

niedziela, 7 sierpnia 2011

Porozumienie czy cicha kapitulacja?


Politycy rządzącej Serbią soc-liberalnej Partii Demokratycznej twierdzą, że osiągnęli porozumienie z dowódcą KFOR, rozwiązujące konflikt trwający od prawie 2 tygodni w północnych powiatach Kosowa i Metochiji. Zasady porozumienia: kosowscy Serbowie demontują swoje barykady i kończą protest a KFOR gwarantuje, że 2 strategiczne punkty graniczne (Brnjak i Jarinje) nie zostaną co najmniej do połowy września obsadzone przez służby celne samozwańczej, albańskiej „Republiki Kosowo”.
-„Nie chcemy występować przeciwko przedstawicielom państwa serbskiego i ich ustaleniom, ale to porozumienie jest wielce nieprecyzyjne i w zasadzie niczego nam nie gwarantuje”, odpowiadają nacjonalistyczni liderzy 4 serbskich powiatów północnego Kosowa. Barykady nadal więc stoją, naród broni swojego prawa do swobodnej komunikacji lądowej z wolną częścią Serbii a serbska władza... zastanawia się, jak skłonić protestujących do uznania jej autorytetu i jej lakonicznego, papierowe układu z KFOR. Przez ostatnie lata soc-liberalni politycy z Belgradu zrobili bowiem wszystko co w ich mocy, aby dla kosowskich Serbów być wyłącznie bandą oportunistów i utracić realny wpływ na sytuację w serbskich etnicznie powiatach Kosowa. Swoje lekceważenie wobec przedstawicieli Belgradu wielokrotnie okazywał nawet KFOR: przed tygodniem zatrzymał ich na przejściu granicznym w Jarinję i przetrzepał jak pospolitych przemytników, ignorując wszelkie zasady dyplomacji.

piątek, 5 sierpnia 2011

Pokonać granicę fikcji


Młodzi Serbowie ze studenckiej organizacji „Spust bez granica” już 8 sezon organizują spływ rzeką Ibar na trasie Leposavić-Raszka. Akcja ma na celu zademonstrowanie, że marionetkowa „Republika Kosowo” i jej granice istnieją tylko na papierze. Trasa spływu biegnie głównie na tym odcinku rzeki, jaki przepływa właśnie przez rzekome terytorium samozwańczej „Republiki Kosowo”. Młodzi Serbowie uzbrojeni w narodowe flagi nie zamierzają się tym przejmować. Na kontrakcję ze strony Albańczyków nie mogą jednak liczyć – w północnych powiatach Kosowa
i Metohiji po prostu ich nie ma. Tak się bawi serbskie Kosowo: