niedziela, 11 grudnia 2011

...a Bruksela głupców z Belgradu


W piątek gdy przywódcy UE nie podjęli na szczycie w Brukseli decyzji o przyznaniu Serbii statusu kandydata, przekładając to na marzec. - Serbia nie może i nie powinna rezygnować ze swej europejskiej przyszłości - oznajmił po tej klęsce Boris Tadić, niestrudzenie euro-entuzjastyczny prezydent Serbii. Dodał też, że "przełożenie decyzji w sprawie Serbii będzie wiatrem w żagle nacjonalistycznej opozycji w kraju".
Dwudniowy szczyt UE w Brukseli, na którym oczekiwano rozstrzygnięcia w sprawie Serbii, został zdominowany przez sprawę kryzysu strefy euro. Informując o przełożeniu decyzji, Van Rompuy zapewnił, że UE "będzie nadal oceniać postępy Serbii, a jasnym celem jest "nadanie statusu kandydata". Nieoficjalnie wiadomo, że największy sprzeciw wobec przyznania Belgradowi statusu kandydata do członkostwa w UE wyrażają Niemcy, popierane m.in. przez Austrię i Holandię. Komisja Europejska wnioskowała w październiku o przyznanie Serbii statusu kandydata bezwarunkowo, ale datę otwarcia negocjacji akcesyjnych uzależniła od poprawy stosunków Belgradu z jej dawną prowincją - Kosowem. Belgrad formalnie odmawia uznania proklamowanej w 2008 r. niepodległości "Republiki Kosowo". W zeszłym tygodniu zawarł jednak z Prisztiną porozumienie o wspólnej kontroli przejść granicznych. Impulsem do tego stały się protesty kosowskich Serbów na przejściach granicznych między Serbia i Kosowem w Brnjaku i Jarinje. Władze "Republiki Kosowo" oznajmiły potem, że przyjmując porozumienie o wspólnej kontroli przejść, Serbia uznała też przebieg granic i państwowość Kosowa. Jednak Belgrad tnie głupa i twierdzi, że "porozumienie jest czysto techniczne i nie stanowi aktu uznania niepodległości Kosowa". Na zdjeciu: Boris Tadic, czyli serbska wersja Kwasniewskiego i Tuska w jednym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz